13 listopada 2016 r. to dzień, w którym cała Polska wracała z długiego weekendu. Dzień wzmożonego ruchu w powietrzu, na drogach i torach kolejowych. Dzień, zapewne, większej ilości różnych nieszablonowych zdarzeń podczas podróży.
Poprosiłem rzecznika PKP Intercity o komentarz dotyczący wczorajszej kolizji mojego pociągu z dzikami. Odpowiedź otrzymałem bardzo zdawkową, czyli po prostu nic, czego nie wiedzieli wszyscy pasażerowie feralnego składu. Oto ona:
W niedzielę, 13 listopada przed godz. 19:00 na szlaku Stryków-Głowno pod pociąg IC Wawel, uruchomiony składem wagonowym w związku z koniecznością skierowania składu Flirt na nieplanowane naprawy po zdarzeniu losowym, relacji Kraków-Bydgoszcz wpadło stado dzików. Wskutek zdarzenia doszło do awarii lokomotywy i była konieczna jej wymiana na jednostkę zastępczą ze stacji Łódź Kaliska. Po usunięciu utrudnień i wymianie lokomotywy pociąg ruszył w dalszą trasę.
Pozdrawiam
Cezary Nowak
Rzecznik Prasowy PKP Intercity
Przyznacie, że zbyt wiele się nie dowiedzieliście, prawda? Na tvn24.pl można było przeczytać, że było słychać huk, może w pierwszym wagonie? Nie wiem, jak jechałem w trzecim i jak dla mnie pociąg po prostu łagodnie się zatrzymał. Informowano także, że pociąg dalej nie pojedzie i PKP Intercity podstawi autokary dla wszystkich pasażerów, co średnio było realne. 7 wagonów wypchanych ludźmi, dosłownie – wypchanych. Po jakimś czasie zmieniono artykuł na bardziej realny i zgodny ze stanem faktycznym.
Już podczas podstawiania składu IC 3524 WAWEL na peron 4. na stacji Kraków Główny wiedziałem, że wjechał inny skład niż powinien. Wystarczyło zobaczyć lokomotywę i już pojawił się uśmiech na twarzy. Zmieniono nam skład, są wagony, więc numeracja na biletach niestety dla dużej ilości pasażerów będzie niepoprawna. W wagonach 6-ścio osobowych brakuje numerów z 10, 17, 18, 19, 20, 27, 28, 29 i analogicznie dalej. Każdy pasażerów, który miał taką miejscówkę, po prostu ją stracił. Pojawiło się mnóstwo pytań do konduktorów o miejsca do siedzenia i niestety na początku każdy informował nieco inaczej. Jeden mówił, żeby siadać jak się chce, a drugi mówił, żeby znaleźć swoje miejsce, a jak go nie będzie w pociągu to siadać gdzie jest wolne. Jak się domyślacie nie było tu dobrego rozwiązania. Z uwagi na to, że podstawiono tylko 7 wagonów, a sprzedawano bilety również „bez gwarancji miejsc” summa summarum wszystkie przedziały i całe korytarze były zajęte przez pasażerów. Nawet konduktorzy musieli kogoś „wydziedziczyć” z miejsca, jak się potem okazało naszych współtowarzyszy podróży. No cóż, wiadomo, załoga też musi mieć swoje miejsce pracy…
Ruszyliśmy z dwudziestominutowym minutowym opóźnieniem i już wtedy podejrzewałem, że będziemy mieli problem z dojazdem na przesiadkę do Kutna, na pociąg Kolei Mazowieckich RE3 Mazovia relacji Warszawa Wschodnia – Płock (planowany odjazd z Kutna o godzinie 19:34). Opóźnienie niestety z upływem czasu rosło. Jedna osoba z naszego przedziału zgłosiła kierownikowi pociągu o tym, że nie zdąży na przesiadkę, również w Kutnie, na pociąg IC 45103 HUTNIK. Sprawa została załatwiona bardzo konkretnie – pociągi będą skomunikowane ponieważ jest więcej osób na tę przesiadkę, będzie czekał w Kutnie. Ja również postanowiłem (nie pierwszy raz w swojej podróżniczej historii) skorzystać z pomocy kierownika, zgłosiłem możliwe opóźnienie na swoją Mazovię. Niestety nie mogli się dodzwonić do dyspozytora, ale mieli próbować dalej. Po wielu próbach polecili mi skontaktować się również z nową załogą konduktorską, która wsiadała w Strykowie. Tak też zrobiłem, od razu po ruszeniu ze Strykowa przedstawiłem swoją historię Pani Konduktor, która zresztą była bardzo miła. Z lekkimi problemami dodzwoniła się do dyspozytora i obiecała dać znać co i jak. Gdy jeszcze byłem w przedziale konduktorskim pociąg się nagle zatrzymał, normalnie, powoli, bez gwałtownego hamowania i można było usłyszeć w krótkofalówce „wjechaliśmy w stado dzików” – tak mniej więcej brzmiał komunikat. Kierownik pociągu wyszedł na oględziny, a ja poszedłem do przedziału. Lekko zdenerwowany, ale pełny nadziei na to, że przesiadkowy pociąg w Kutnie poczeka na mnie te kilkanaście minut. Nadzieja prysła z komunikatem, który nadszedł po 5 minutach. Można było go usłyszeć w głośnikach w przedziale, brzmiał on mniej więcej tak: „Z uwagi na usterkę lokomotywy opóźnienie może potrwać około 2 godzin”. W tym momencie można było usłyszeć krzyki i śmiech pasażerów. Zaczęły się dziwne ruchy do przedziału konduktorskiego, co można zrozumieć. Niestety jedna pasażerka grubo przesadziła wyzywając od najgorszych kierownika pociągu, ubliżając przy tym całemu PKP, i personalnie kierownikowi. Nie będę cytował jej wypowiedzi, z uwagi na to, że filtry wulgaryzmów mogą na to nie pozwolić. Przy okazji straszyła komendantem z wojska, że się tym zajmie i nie popuści. No trudno, na pewno obsługa pociągu w tym momencie drżała ze strachu i postanowiła popchać samemu ten cały pociąg. Pasażerowie podzielili się na tych spokojnych i krzykliwych, ale zapamiętałem jedynie tę panią. Negatywnie oczywiście. Sam byłem zły, nawet bardzo zły, bo przecież pociąg, na który się spieszyłem był moim ostatnim, a kolejny był dopiero o 5.21 rano. Oznaczało to, że muszę po prostu po kogoś zadzwonić, żeby po mnie przyjechał. Na szczęście znalazła się jedna taka dusza i finalnie się udało.
Sporym problemem był fakt, że w naszym składzie nie było wagonu restauracyjnego, który jest we Flircie. Dużo osób nie miało ze sobą w ogóle jedzenia i picia (w tym i my), ponieważ chcieliśmy zwyczajnie, po ludzku, zjeść i napić się podczas podróży, a tu taki klops…
Od około godziny 19 czekaliśmy na lokomotywę manewrową (spalinową), która miała nas dopchać do stacji Głowno, gdzie mieliśmy poczekać na jednostkę zastępczą, elektryczną, która miała przyjechać z Łodzi Kaliskiej. Nie pamiętam dokładnie, o której dotarła spalinówka, ale mniej więcej około godziny 21:20. Z Głowna, po wymianie lokomotywy ruszyliśmy około 21.55. Powstał ogromny problem dla wszystkich pasażerów, którzy mieli się przesiąść np. do Włocławka, Torunia, czy też Gdańska. Wiadomo, że pociągi, które miały na nas czekać po te kilkanaście, czy też kilkadziesiąt minut dawno temu już pojechały. Centrum wsparcia, czy też kryzysowe (nie wiem jak brzmi nazwa takiej jednostki w kolejach, ale wiem, że istnieje) postanowiło zatrzymać w Kutnie pociąg relacji Warszawa Wschodnia – Bydgoszcz Główna IC 1511 BRDA. Miał on czekać tyle ile trzeba na wszystkich przesiadkowych pasażerów w ww. kierunkach, a jeśli ktoś jechał do Gdańska, podobno miał być podstawiony w Bydgoszczy autokar – komunikacja zastępcza. nas natomiast Pani konduktor odwiedziła w przedziale i poinformowała, że mamy zorganizować transport na własny koszt i drogą reklamacji koszt miał być zwrócony. Oczywiście nie chce mi się w to wierzyć, ponieważ pociąg na który się spóźniliśmy to Koleje Mazowieckie, ale oczywiście w swojej reklamacji do PKP Intercity wspomnę o tym fakcie. Niestety, nie mam biletów relacji Kutno – Płock, ponieważ miałem je nabyć dopiero w pociągu – w Krakowie nie udało się. Do konduktorów ustawiła się bardzo duża kolejka po zaświadczenia o opóźnieniu pociągu. W ogóle nie rozumiem, po co to się robi? Może, jak ktoś potrzebuje do pracy to okej, ale podobno najlepiej to wziąć do reklamacji… Przecież w systemach PKP Intercity na pewno jest informacja o opóźnieniu pociągu. No cóż, wziąłem i ja. Na „poświadczeniu o opóźnieniu” napisane jest: „przewidywany przyjazd do stacji: Kutno z opóźnieniem około 150 minut”. Opóźnienie finalnie wyniosło około 231 minut, czyli niemal 4 godziny.
Do Płocka dotarliśmy po jakimś czasie, jak wcześniej wspomniałem, prywatnym samochodem dzięki uprzejmości jednego z kolegów.
Plusy:
Minusy:
Można w podsumowaniu trochę pogdybać. Gdyby Flirt3 nie miał wypadku, nie byłoby zamieszania z miejscówkami – ludzie nie opóźniliby pociągu swoimi awanturami z załogą pociągu, co za tym idzie odjechalibyśmy o czasie i… nie wpadlibyśmy w stado dzików! Każde nawet najdrobniejsze zdarzenie było ze sobą powiązane.
(Paweł Jakubowski)
0 komentarzy