Hurghada, czyli nasz pierwszy raz w Egipcie

31.08-07.09.2012r., Wyjazd do Hurghady w Egipcie z Enter Air oraz Exim Tours. Hotel Sunny Days Palma De Mirette, który został nam polecony w biurze podróży My Travel w Płocku.

Nasza podróż do Egiptu zaczęła się już dzień wcześniej z Płocka, a to dlatego, że nie ma dogodnego połączenia z Warszawą w godzinach typowo nocnych z naszego miasta. W Warszawie wysiedliśmy z autobusu w okolicy Dworca Centralnego. Zamiast komunikacji autobusowej tym razem wybraliśmy pociąg, który od stosunkowo niedawna dociera na lotnisko. W pociągu czysto, prawie nie ma pasażerów, ale to zapewne ze względu na porę dnia – było już po godzinie 22. W pociągu są biletomaty, także osoby, które nie kupiły wcześniej biletu nie muszą się martwić.Po wyjściu z pociągu można zobaczyć tablicę informującą, którędy dojdziemy do hali przylotów i odlotów.

Nasz wylot zaplanowany był na godzinę 05:55 (numer lotu ENT2537), więc mieliśmy jeszcze ponad 6 godzin do odlotu. Nasz pobyt na lotnisku umilali kibice stołecznej Legii Warszawa, którzy po powrocie z Trondheim śpiewali na lotnisku.

Odprawa na nasz lot zaczęła się dwie godziny przed odlotem. Standardowo przed lotami „na wakacje” kolejka do odprawy utworzyła się już ponad pół godziny przed jej rozpoczęciem. Wszystko odbywa się sprawie, beż żadnych problemów. W samolocie Boeing 737-400 o znakach rejestracyjnych SP-ENA, który należy do linii lotniczej Enter Air znaleźliśmy się dokładnie o godzinie 05:55, następnie kołowanie na pas i start kilka minut po czasie.

Kapitan kilka razy odzywał się w trakcie lotu, opowiadał o dokładnej trasie przelotu, pogodzie w Egipcie. Dodatkowo informował pasażerów nad jakim miastem przelatujemy.
Stewardesy były bardzo mile i uśmiechnięte. Jeden z pasażerów zgłosił stewardessie, że źle się czuje. Od razu dostał wodę mineralną. Więcej problemów nie zgłaszał, więc mogliśmy spokojnie kontynuować nasz lot.

Na pokładzie samolotów Enter Air prowadzony jest serwis pokładowy. Można było kupić kanapki, grillowane ciabatty, zupki z torebki, kawę, herbatę, alkohole oraz perfumy. Przykładowe ceny to zupka 6 zł, kanapka 10 zł, ciabatta grillowana 16 zł. Można było płacić kartą kredytową, złotówkami, dolarami oraz euro.

Lądowanie nastąpiło zgodnie z rozkładem. Tuż przed lądowaniem lecieliśmy dookoła Hurghady, wiec mogliśmy podziwiać widok z góry.

Zachęcamy do obejrzenia filmu z lotu z Warszawy do Hurghady

Na lotnisku do terminalu zawiózł nas bardzo stary autobus. Po wejściu do środka wręczono nam karty do wypełnienia dla przyjezdnych. Następnie udaliśmy się po wizę, która kosztuje 15 dolarów. Kolejną rzeczą, którą trzeba było zrobić była kontrola paszportowa. Po przejściu długiej kolejki, czekała nas znów kolejka do wejścia do hali z bagażami. Przed wejściem stal pracownik lotniska i sprawdzał, czy oby na pewno wszyscy maja ważną wizę. Kolejnym krokiem był odbiór bagaży. Trzeba było uważać, żeby podejść do właściwej taśmy, gdyż o tej samej porze przyleciały 2 samoloty z Warszawy. My ustaliśmy do zlej. Zdenerwowani w końcu znaleźliśmy swoje oraz kilku innych pasażerów bagaże. Pilnował ich Egipcjanin, który oczywiście chciał od nas bakszysz, czyli pieniądze. Nie dostał ich.

Wkrótce odnaleźliśmy, a w zasadzie on nas, lokalnego przedstawiciela Exim Tours, który skierował nas na parking, gdzie kolejna osoba – Egipcjanin mówiący poprawną Polszczyzną, wskazała nam drogę do autobusu. Za około pól godziny, po skompletowaniu wszystkich pasażerów ruszyliśmy w drogę do hotelu. Rozwożenie wszystkich trwało nieco ponad godzinę. My na nasze nieszczęście byliśmy na końcu tej listy, ale na szczęście w autobusie bardzo dobrze działała klimatyzacja.

Przy zakwaterowaniu w hotelach pomagał i udzielał wszystkich instrukcji w języku wspomniany wcześniej przeze mnie Egipcjanin pracujący dla Exim Tours.

W hotelu recepcjonista bez ogródek zapytał się nas czy chcemy 'najs rum wif spesial wiu on sii', czyli ładny pokój z widokiem na morze, oczywiście za dodatkową opłatą. Słyszeliśmy wcześniej, że można wkładać pieniądze w paszport, żeby dostać lepszy pokój, ale tego się nie spodziewaliśmy. Podziękowaliśmy za 'najs rum' i od razu po założeniu opasek hotelowych udaliśmy się na obiad. Nasze bagaże zostały w holu hotelowym, gdyż nie było jeszcze godziny 14 i nie zostaliśmy jeszcze zakwaterowani. Do wyboru było kilka potraw na ciepło, makarony, ryż, ryba, indyk, różne sałatki, ciasta i kilka rodzajów owoców. Jakość jedzenia w skali szkolnej można ocenić na 2+/3=. Jeżeli ktoś jest niezbyt wymagający mógłby powiedzieć, że było smacznie. Dodatkowo napoje były podawane w plastykowych kubeczkach o pojemności ok. 125 ml, chyba, że akurat nie brakowało szklanek, czy też kieliszków. To było bardzo uciążliwe, bo co chwila trzeba było chodzić do baru po picie.

Po zjedzeniu udaliśmy się po nasze paszporty, które zostały w recepcji. Ponownie zaproponowano nam „najs rum”. Po odparciu ze bardzo dziękujemy, ale nie, zaprowadzono nas do pokoju 1117, który okazał się być na dole. Myśleliśmy, ze prowadza nas do piwnicy, ale okazało się, że to pokój z widokiem na ogród, palemki i w tle morze. Pokój był bardzo duży i ogólnie pierwsze wrażenie było dobre. Gorzej z łazienką. Nie była tragiczna, ale na pewno wymagała remontu. Widać, że standardy sprzątania są tu zupełnie inne, niż w hotelach, których bywaliśmy.

Okolica naszego hotelu Sunny Days Palma De Mirette to kilka sklepów, hoteli i nic więcej. Do Sakali oraz Daharu, czyli nowszej i starszej części Hurghady było po ok. 3 i pół kilometra. Można było przejść na pieszo lub też pojechać taksówką, za około 10-15 funtów egipskich.

O godzinie 19.15 odbyło się spotkanie z naszą rezydentką, która zjawiła się przed czasem. Opowiadała o okolicy, jak poruszać się w Hurghadzie, na co uważać, co jest normalne a co nie. Dostaliśmy także informację o opiece medycznej na miejscu. Można było także zakupić wycieczki fakultatywne.

Podczas naszego pobytu odwiedziliśmy nowoczesne centrum handlowe Senzo Mall, które znajduje się nieco ponad 20 km od naszego hotelu. Wybraliśmy się tam taksówka, a film z przejazdu możecie obejrzeć poniżej.

Cena taksówki jaką udało nam się wytargować to 20 funtów egipskich, ale zapłaciliśmy 25, gdyż to było naprawdę daleko. Ceny w Senzo są wyższe niż w Polsce, jedynie w supermarkecie Spinny's były w większości bardzo dobre.

Po wyjściu udaliśmy się na postój taksówek. Chcieliśmy dojechać do centrum za 3 dolary, ale z naszego targowania wywiązała się niezła kłótnia. Nie między nami, lecz między samymi taksówkarzami. Prawdopodobnie jeden z nich chciał nas zawieźć za tą cenę, a reszta się nie zgodziła. Podszedł do nas kierowca z ostatniej w kolejce taksówki i zabrał nas do środka, pozostawiając wciąż kłócących się kolegów.

Po kilku minutach dotarliśmy do wcześniej ustalonego punktu orientacyjnego, czyli do Turystycznej Policji. W tej okolicy jest ładny deptak, dużo hoteli i sklepów, ale mieliśmy wrażenie, że jest spokojniej niż gdzie indziej. Pospacerowaliśmy po deptaku, oczywiście zaczepiani przez okolicznych sprzedawców.

Do hotelu wróciliśmy oczywiście taksówką.

Po powrocie kolacja, następnie poszliśmy do okolicznego biura, które sprzedawało wycieczki fakultatywne. Wykupiliśmy, wraz z wcześniej poznanymi turystami z naszego hotelu, wycieczkę na Wyspę Giftun połączoną ze snorkowaniem (obserwacja życia podwodnego przy użyciu maski i rurki do oddychania) na dwóch rafach koralowych. Cena to 15 dolarów. W naszym hotelu, podobną wycieczkę oferowano nam po 25 dolarów. U rezydentki cena, którą trzeba było zapłacić to 25-35 dolarów, w zależności od tego czy wykupowało się pakiet wycieczek, czy tylko jedną.

Wycieczka na Wyspę Giftun to chyba jedna z wielu obowiązkowych wycieczek, na których po prostu trzeba być. Niektórzy za takie uważają też Luxor i Kair. My woleliśmy nie wybierać się, aż tak daleko. O 8.30 zjawił się po nas lokalny minibus z przewodnikiem, który zabrał nas na przystań, gdzie otrzymaliśmy Na naszym statku zjawiły się 32 osoby różnej narodowości, byli miedzy innymi Polacy, Egipcjanie, Rosjanie. W trakcie płynięcia na wyspę nieoczekiwanie pojawiły się delfiny. Pasażerowie ze wszystkich okolicznych łódek i statków przyglądali się sześciu pięknym delfinom. Gdy już zniknęły, popłynęliśmy w dalszą drogę.

Do resortu Paradise dotarliśmy po kilkudziesięciu minutach. Piękna piaszczysta plaża, piękna woda, piękna rafa koralowa, piasek, skały. Tak po wkrótce można scharakteryzować wyspę i jej okolicę. Po półtoragodzinnym postoju udaliśmy się naszym statkiem „Wave I” na dwie rafy koralowe, gdzie z przewodnikiem mogliśmy obcować z podwodną naturą. W międzyczasie zjedliśmy bardzo smaczny, lecz skromny obiad. Rafy koralowe w okolicy Wyspy Giftun są bardzo piękne. Dużo rodzajów kolorowych ryb, a między innymi mureny oraz skrzydlice. Po powrocie zawieziono nas do hotelu wynajętym dla nas miejskim minibusem.

W trakcie naszego tygodniowego pobytu, dzień przed wyjazdem, odwiedziliśmy z zaprzyjaźnionym „bossem plażowym”, czyli osobą, która rozdaje ręczniki na plaży, Dahar, czyli starą część Hurghady. Wybraliśmy się na skromne zakupy oraz zobaczyć po prostu, jak tam jest. Gdy dotarliśmy do jednego z setek sklepów, na przeciwko w sklepie z sukniami wieczorowymi siedziała kobieta ubrana w suknię ślubną. Po chwili przyjechał przystrojony samochód z, jak się okazało, panem młodym. Tuż za nim pojawiło się około 20 młodych chłopaków, którzy śpiewali i grali na tamburynach i bębenkach. Ślub Egipski? Takiej imprezy nie można przegapić. Chociaż to był tylko wycinek z całej ceremonii, to i tak warto było to zobaczyć. Za około dwie godziny, przechodząc przez ulicę widzieliśmy jak cała kolumna samochodów pędziła po ulicy, a z okien wystawali mężczyźni, krzyczeli, śpiewali, a jeden z nich miał ze sobą maczetę, którą tarł po ulicy i było widać iskry.

Po zrobieniu zakupów przeszliśmy na miejską plażę na fantę, gdyż tam w miejskich barach czy też restauracjach nie ma alkoholu. Nasz przewodnik opowiadał nam o swoim życiu, o Egipcie, muzułmaństwie, a my mu o naszym kraju. Niektórych rzeczy nie mógł zrozumieć, ale sam wypad uznaliśmy za bardzo udany.

O poranku mieliśmy transfer na lotnisko, który był mniej więcej o ustalonej godzinie. Wystawienie bagaży było zaplanowane na godzinę 7 rano, transfer na godzinę 7.30, a lot na godzinę 10:10. Na lotnisku zjawiamy się około godziny 8 i od razu udajemy się do odprawy, wcześniej wypełniając podobny formularz do tego, który otrzymaliśmy tuż po przylocie. Przed nami dwie osoby musiały zapłacić 30 dolarów za nadbagaż, ale według nas, Egipcjanin po prostu chciał wyłudzić pieniądze. My przeszliśmy do stanowiska obok, otrzymaliśmy te miejsca w samolocie, o które poprosiliśmy.

Kontrola naszych bagażów ograniczyła się do położenia bagażu na taśmie i przejściu przez bramkę. Kontrolowano średnio co dziesiątą osobę, nawet gdy bramka piszczała lub też nie. Nie trzeba było wyjmować niczego z kieszeni, czy też komputerów z bagażu. Kontrola paszportowa wyglądało bardzo podobnie. Jedna była robiona skrupulatnie, a kolejna już nie.

Udaliśmy się do strefy wolnocłowej, gdzie można było kupić tani alkohol oraz papierosy. Dla przykładu za dziesięć paczek papierosów marki Karelia zapłaciliśmy 6 dolarów! Cena slimów tej samej marki to 12 dolarów. Nasz samolot nieco się opóźnił, ale 20 minut dłużej można było spokojnie poczekać. Boarding bardzo sprawny, następnie kołowanie do pasa i start przy silnym wietrze. Podczas drogi powrotnej dwa razy odzywał się kapitan, który podał ogólne informacje o trasie i czasie przelotu i pogodzie w Warszawie. W tą stronę również prowadzony był podobny odpłatny serwis pokładowy, czyli sprzedaż jedzenia, picia, alkoholi, papierosów oraz perfum.

Samolot, którym wracaliśmy do kraju to również Boeing 737-400 firmy Enter Air, lecz tym razem o znakach rejestracyjnych SP-ENC. Numer lotu to ENT2538.

Lądowanie w Warszawie odbyło się przy towarzyszącym deszczu, silnym wietrze i temperaturze sięgającej 16 stopni Celsjusza.

Obejrzyjcie film z przelotu z Hurghady do Warszawy

Teraz tylko czekał nas odbiór bagażu i reklamacja uszkodzonej jednej sztuki. Na szczęście nic nie zginęło. Po wyjściu z hali przylotów udaliśmy się na pociąg na Dworzec Zachodni i autobus do Płocka.

Zachęcamy Państwa do obejrzenia wszystkich zdjęć, które są opublikowane poniżej.

Paweł Jakubowski, Justyna Osiecka
http://lubiepodroze.eu

 

Comments

comments