JW Marriott Marquis City Center Doha to pięciogwiazdkowy hotel w dzielnicy West Bay w Dosze, który został rebrandowany z hotelu marki Shangri-La. W środku prawdopodobnie jeszcze nic się nie zmieniło, więc de facto to co zobaczycie na zdjęciach zostało tutaj w spadku po starej marce. Sam obiekt powstał w 2015 i ma 48. pięter, na których znajduje się 314 pokoi, kilka restauracji, sal konferencyjnych, club lounge oraz bar z pięknym basenem. To tak tytułem wstępu.
>>> Sprawdź ofertę hotelu na stronie Marriott.com
Do Qataru dotarłem liniami lotniczymi Qatar Airways, o czym możecie przeczytać we wpisach poniżej.
>>> Warszawa-Doha w klasie ekonomicznej z Qatar Airways – recenzja
>>> Doha-Warszawa w klasie biznes z Qatar Airways – recenzja
W tym hotelu spałem po I Światowych Igrzyskach Sportów Plażowych (ANOC World Beach Games Qatar 2019). Do hotelu dotarłem prywatnym „eventowym” samochodem i już przed wejściem do hotelu zaopiekowano się moim bagażem. Po wejściu do środka musiałem przejść coś na zasadzie lotniskowej kontroli bezpieczeństwa, ale w hotelach jest mniej rygorystyczna niż na lotniskach. Po podejściu do recepcji przywitała mnie sympatyczna recepcjonistka i po sprawdzeniu moich rezerwacji zwracała się już tylko używając mojego imienia. Jako, że była godzina 11 niestety mój pokój nie był jeszcze gotowy, więc zaproponowano mi poczekanie na jego przygotowanie w Club Lounge na 42. piętrze, na co oczywiście przystałem, tylko wyjąłem z bagażu głównego laptopa, miałem w końcu chwilę popracować. Bagaż oczywiście dostarczono mi bezpośrednio do pokoju po jego przygotowaniu.
Po wjechaniu na górę i wejściu do saloniku już od progu powitała mnie uśmiechnięta pracownica (Jak się później okazało manager lounge MC) słowami Hello Mr Pawel, po czym od razu nawiązała bardzo fajny kontakt. Atmosfera była na luzie, tak jak mi bardzo odpowiadała. Na dzień dobry mieliśmy okazję uciąć sobie dłuższą pogawędkę i mogłem zaobserwować relacje panujące tam między nią a innymi pojawiającymi się gośćmi. Zdecydowanie byłem pod wrażeniem.
Po około godzinie mój pokój został przygotowany i mogłem się do niego wprowadzić.
Jako, że jeszcze nie było tu renowacji po rebrandingu sam pokój nie zrobił na mnie jakiegoś ogromnego wrażenia, wręcz śmiało mogę napisać, że spałem w lepszych. jednakże muszę przyznać, że łóżko było bardzo wygodne i szczerze mówiąc nie chciało mi się z niego wstawać, a musiałem.
Na dzień dobry powitał mnie słonik z ręczników oraz wstawka powitalna (nie we względu na status w Marriott Bonvoy – informowałem hotel, że będę pisał artykuł na potrzeby tej strony), która mnie bardzo miło zaskoczyła. Od razu przypomniał mi się mój pobyt w hotelu Novotel Wrocław City, gdzie przywitano mnie w bardzo podobny sposób. Dodatkowo na telewizorze wyświetlało się imienne powitanie, ale nie jest to nowością w hotelach.
Bardzo zaskoczył mnie telefon, to był niezły biznesowy kombajn, ale jednak odpuściłem sobie naukę dokładnej obsługi. Oprócz tego w ścianie były gniazdka do podpięcia sygnału z komputera (nie testowałem czy działa, ale jak mniemam – tak).
.
W szufladach pod ekspresem do kawy i czajnikiem były różnego rodzaju kapsułki (właśnie z kawą), herbata, szklanki, otwieracz do wina itp. Dodatkowo na półce stały 4 sztuki bezpłatnej wody mineralnej, dodatkowa butelka była na szafce obok łóżka.
Pokój mimo mało nowoczesnego stylu mogę ocenić bardzo dobrze (jeśli chodzi o funkcjonalność).
Poniższe zdjęcie pokazuje widok z mojego pokoju na hotel Sheraton (w oddali).
W łazience raczej nic mnie nie zaskoczyło. Wanna, osobna kabina prysznicowa, kwiaty na półce, bardzo fajne kosmetyki wraz z zestawem do golenia i mycia zębów marki Aromatherapy London.
Niestety w łazience był już widoczny ząb czasu (obdrapane meble).
O tym śniadaniu to mógłbym pisać, pisać, pisać i jeszcze raz pisać, a w ogóle najlepiej – jeść takie każdego poranka. Tak – krótko mówiąc w tym hotelu było najlepsze śniadanie jakie kiedykolwiek jadłem w hotelu. Wybór był po prostu przeogromny. Osób obsługujących salę śniadaniową również było sporo.
Śniadanie serwowane jest w restauracji Sridan lub oczywiście w Executive Lounge. Jako, że byłem w tym hotelu dwie noce – jednego dnia zjadłem w restauracji, a drugiego w lounge.
Sama sala śniadaniowa jest tak jakby podzielona na kilka sekcji, gdzie serwuje się różnego rodzaju jedzenie. Z jednej strony gotowe dania indyjskie, z drugiej strony kuchnia chińska, potem wyśmienite koktajle oczyszczające lub soki świeżo wyciskane. Oprócz tego stacja do robienia omletów, gotowe dania z innych regionów świata. Nie zabrakło hummusa, dużego wyboru ryb, wędlin (np turecka szynka), kilka rodzajów sałat i innych warzyw wraz z kilkoma sosami sałatkowymi. Dla milusińskich gofry i świeżo robione panckake'sy – do tego świeże owoce, bita śmietana, różnego rodzaju posypki. Naprawdę uwierzcie mi ciężko mi było wszystko zapamiętać, a co mówić skosztować. Żałowałem, że jestem tam tylko dwie noce. Aha, oczywiście można było jeszcze zamówić np. jajka po benedyktyńsku, z czego chętnie skorzystałem.
Poza tym ekspozycja (bardzo dużo lodu), dodatkowe akcesoria z Bliskiego Wschodu i Azji super komponowały się w to miejsce. Poniżej macie kilka zdjęć, a na dole w sekcji „Pełna galeria zdjęć całą resztę”.
Ahhhh ten Club Lounge… W JW Marriott Marquis Doha City Center, z tego co wszędzie można wyczytać jest największy Club Lounge w całej Dosze. Byłem tam tylko w dwóch hotelach i porównując ten lounge, a drugi z Crowne Plaza Doha West Bay to tamten możemy zaliczyć do grona „jest, bo musi być”. Żałuję, że nie sprawdziłem tylko wieczornego serwisu (zdążyłem wpaść w ostatniej chwili przed sprzątaniem po kolacji).
Co się na początku rzuca w oczy w tym miejscu? Duża przestrzeń, okna z każdej strony budynku, dużo miejsca do siedzenia, przyjemna atmosfera, którą między innymi nadają sami pracownicy hotelu, prawdopodobnie bez bardzo wymuszonego uśmiechu. Jak już wspomniałem już na dzień dobry zostałem tu bardzo miło powitany, gdy czekałem na przygotowanie mojego pokoju.
Jeśli chodzi o serwis wieczorny to udało mi się sfotografować kilka zimnych przekąsek i część napojów. Następnym razem się bardziej postaram 😉
Natomiast jeśli chodzi o śniadanie to na dobrą sprawę nie trzeba było iść do restauracji. W niektórych hotelach tak wygląda główna sala śniadaniowa.
Podobnie jak w Sridanie można było zamówić np. jajka po benedyktyńsku, pancake'sy i inne potrawy. Tak prezentowały się Benedykty (z domieszką chilli! – ekstra!).
A tak wyglądał mój deser.
Jako, że Shakshuka też była w menu to nie mogłem się powstrzymać z jej zamówieniem.
Pozostała część serwisu śniadaniowego przedstawiała się jak na obrazkach poniżej – oczywiście w lekkim skrócie.
Oczywiście zdjęcia nie oddają rzeczywistości, ale mam nadzieję, że chociaż trochę poczuliście się jakbyście tam byli.
Widok z Club Lounge
Podczas pierwszego dnia miałem niewątpliwą przyjemność poznać jednego z managerów w Fuego, który zaprosił mnie na kolację i pogawędkę o hotelarstwie. Z tej krótkiej pogawędki wyszło niemal trzygodzinne spotkanie, którego efekty zobaczycie na zdjęciach poniżej. zjadłem kolację w restauracji Fuego, gdzie szef kuchni to Argentyńczyk i serwuje tutaj różne specjały z Argentyny i Brazylii. Przygotowano tu małą (no może nie taką małą) degustację z powodu wprowadzania nowej karty dań.
1) Chilijski okoń morski – przygotowany z brązowym masłem, kaparami i cytrusami
2) Naleśniki z dulce de leche (argentyński krem przypominający kajmak) i gałką lodów
3) Tagliata – smażona wołowina (polędwica) podawana z rukolą, sałatką z sera pleśniowego i polewą balsamiczną
4) Chleb i masło z chimichurri
5) Zapiekane słodkie ziemniaki z sosem z sera cheddar
6) Pieczone pierogi z wołowiną (białe), z serem i papryczką jalapeño (czarne), posiekane mięso drobiowe pokryte ciastem, uformowane w kształt przypominający łezkę), krokiety z dorsza
7) Koktajl – arabskie smaki
8) Stek Ribeye z argentyńskim sosem chimichurri
Spokojnie, pragnę wszystkich dbających o moją tuszę uspokoić, że nie zjadłem tego wszystkiego sam!
Shangai Club to azjatycka restauracja mieszcząca się na 43. piętrze, czyli piętro nad Club Lounge. Rozpościera się stąd panoramiczny widok na okolice. Odwiedziłem tę restaurację z uwagi na brunch, który tu się cyklicznie odbywa. Jest on w innej formie niż ten znany mi z lokalnych hoteli. Postaram się zrobić o tym krótki osobny wpis. Na zachętę publikuję poniższe zdjęcie krewetek.
W JW Marriott Marquis Doha City Center znajduje się QUAN SPA (zobacz menu), gdzie możecie skorzystać w przeróżnych zabiegów. Ceny są zróżnicowane, ale dostosowane do lokalnego rynku (czytaj tanio nie jest). Dla przykładu masaż gorącymi kamieniami 90/120 minut kosztuje tu odpowiednio 790 i 990 QAR (czyli w przeliczeniu 832 i 1042 PLN), natomiast tradycyjny tajski masaż 60/90 min kosztuje 590/790 QAR (odpowiednio 621 i 832 PLN).
Na 7. piętrze znajduje się miejsce, które przed podjęciem decyzji, gdzie się zatrzymam bardzo wpadło mi w oko. Cóż, nie zawiodłem się! Basen jest naprawdę spory z pomostem na środku i barem w jednym rogu. Można zamawiać drinki bezpośrednio z wody, co jest oczywiście super rozwiązaniem. Dokoła basenu znajduje się bardzo dużo miejsca do leżenia. Można wybrać sobie miejsce nasłonecznione, albo w cieniu. Jak myślicie, które ja wybrałem? Oprócz basenu jest tam także sauna i centrum fitness, ale tam nie dotarłem 😉
Jak teraz oglądam teraz zdjęcia to nic tylko chciałbym się tam teleportować. Za oknem mgła i minus dwa stopnie (mimo, że nie mamy za bardzo zimy to pogoda jest bardzo depresyjna) zachęcają do teleportu w ciepłe kraje.
Podczas mojego pobytu w piątek odbywało się Pool Party z DJ'em. Niestety nie mogłem zostać i uczestniczyć w tej na pewno fajnej imprezie, ponieważ wybrałem brunch, ale trochę muzyki udało mi się posłuchać sącząc drinka obok basenu.
Dostęp do basenu w weekend na cały dzień kosztuje 200 QAR (dla osób nie będących gośćmi hotelowymi.
Hotel usytuowany jest w dzielnicy West Bay i sąsiaduje z centrum handlowym Doha City Center – można nie wychodząc z hotelu wejść do jego środka. Uwaga – nie wszyscy lokalni przewoźnicy wiedzą, gdzie znajduje się ten hotel. Niemal zawsze mylą go z Marriott Marquis Doha City Center, który jest po drugiej części centrum handlowego. Jak będziecie mieli problem z dotarcie poproście po prostu o zawiezienie do ex-Shangri-La 😉
Niedaleko hotelu znajduje się również park ze sporą ilością zieleni i zacienionych miejsc o ładnie nazwie Sheraton Park – oczywiście od znajdującego się w pobliżu hotelu tejże marki. Obok tego parku znajdziecie kawiarnię Costa Coffee.
Jeżeli chodzi o komunikację miejską to oczywiście jest tu spora ilość przystanków autobusowych, a do metra jest około 800 metrów. Kursuje tu czerwona linia – bezpośrednio na lotnisko (od jakiegoś czasu wszystkie linie metra w Dosze są dostępne). Dojazd z i na lotnisko więc jest bajecznie prosty i tani (2 QAR za przejazd). Oczywiście dla tych bardziej wygodnych można wziąć taksówkę czy też Ubera – tym drugim poruszałem się kilka razy po Dosze i było tanio (załóż swoje konto w Uber, a dostaniesz 10 PLN w prezencie).
Pobyt w JW Marriott Marquis Doha City Center był bardzo udany i śmiało mogę napisać, że był dużo lepszy od moich oczekiwań. Biorąc całokształt pod uwagę, mogę chyba napisać, że był to jeden z lepszych jak nie nawet najlepszy pobyt do tej pory. Jedynym zauważalnym mankamentem mógł być wygląd pokoi, nie był dostosowany do aktualnie panujących trendów, ale z tego co mi wiadomo to jeszcze przed Fifa World Cup 2020 ma być jakiś remont.
Plusy:
+ bardzo bogata oferta kulinarna (rewelacyjne śniadania plus pozostałe opcje)
+ świetny basen na 7. piętrze
+ świetny Club Lounge na 42. piętrze
+ obsługa na bardzo wysokim poziomie
Minusy:
– wygląd pokoi (nie są brzydkie, ale nie przypadły mi aż tak bardzo do gustu)
JW Marriott Marquis City Center Doha
Conference Centre Street, West Bay, P.O. Box 9282,
Doha, Qatar
Tel +974.4429.5000
(Paweł Jakubowski)
0 komentarzy