Dziś wracałem do domu po 2 tygodniowym wypadzie do Niemiec. Miał to być zwykły powrót do domu, bez żadnych przygód. Jednak nie wszystko było tak, jakbym sobie tego życzył, ale może od początku…
Jak to przeważnie bywa na saksach, trzeba coś do domu przywieźć. Walizka duża, w środku statyw – waga ok. 10 kg, a w PLL LOT limit wagowy bagażu rejestrowanego w klasie ekonomicznej to 23 kg. Mam więc do dyspozycji jeszcze 13 kg. Na szczęście pakowałem się dzień wcześniej, bo na wyświetlaczu wagi pokojowej pojawiło się magiczne 32 kg. Jakby zamienił miejscami te cyfry to by było całkiem ok, a tak… co zostawić? Na domiar złego, z Ingelheim am Rhein – bo tu się zatrzymałem, miałem jechać na lotnisko bezpośrednio pociągiem Deutsche Bahn. W takim przypadku, jak mam nadbagaż i jest ryzyko i to wielkie, że mnie nie wpuszczą bez dodatkowej opłaty, musiałem pojechać autem z Tatą. Tak z rodowitym Tata 😉 Plan był jasny, jak mnie nie przepuszczą to robimy sito na lotnisku i już.
Dziś o poranku pobudka. Śniadanie, tym razem nie w hotelu, to bez zdjęć na Instagrama, następnie wyjazd na lotnisku po 9 rano. Samochód nie chciał zapalić. Zapowiada się ciekawie, ale po kilku chwilach dał radę! Po ok. 45 km meldujemy się na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. Podchodzimy do wagi i test. Napięcie rośnie… waga 28 kg. Niestety. Automat do zdawania bagażu prosi, żebym zameldował się w okienku w celu uiszczenia opłaty lub po prostu przepakować się. Idziemy do Pani w baggage drop-off. Opłata za nadbagaż 50 EUR. No trudno, wartość rzeczy w środku jest mniejsza o połowę niż owa opłata, więc idę się przepakować. W miarę miła (a nie wyglądała na taką) Niemka, mówi, że jak będzie 23,5 kg to już przepuści, ale niestety na więcej nie może, co jest oczywiście zrozumiałe.
Po szybkim zastanowieniu się co zostawić trzeba iść zważyć torbę. A tu zonk. Nie chcą nas przepuścić do wagi, bo… torba jest za duża! Przecież przed chwilą obok przechodziliśmy było ok! Po wyjaśnieniu po co idziemy udało się! 😉 Ale co z tego, jak na wadze 24,5 kg. Pani z okienka powiedziała „proszę wyjąć parę koszulek, jakieś buty i będzie 23,5 kg”. Mniej więcej tak zrobiłem. Idę… 24 kg na wadze. Machnęła ręką i przepuściła. Super. Pytam się, czy pokazać jakiś dokument – „nie, tylko kartę pokładową”. Ok, wszystko się zgadza. Poinformowała mnie przy okazji o zmianie bramki odlotu.
No cóż, jedna rzecz z głowy. Bagaż nadany, teraz czas na kontrolę bezpieczeństwa. Ostatnio jak leciałem z Frankfurtu musieli sprawdzać mój obiektyw Nikkor AF-S 70-300 mm f/4.5-5.6G IF-ED VR na obecność materiałów wybuchowych, a w Warszawie na Lotnisku Chopina musiałem wypakowywać wszystko z plecaka – każdy kabelek, dysk twardy, ładowarkę, lampę błyskową, obiektywy, laptopa i aparat. Został pusty plecak. Nie muszę Wam mówić ile to wszystko trwało? Tym razem poszło jak po maśle – nie zapiszczałem, nic nie sprawdzali, szybko i sprawnie. Do odlotu zaplanowanego na 13.35 jeszcze 2 godziny, więc mogłem uraczyć się darmowym internetem na lotnisku.
Zaskakująca dobra prędkość. Ponad 5mbitów, przy takiej ilości ludzi to świetny wynik.
Do samolotu wchodzę o zaplanowanym czasie. Nikt nie sprawdzał dowodu osobistego, czyli teoretycznie mógł polecieć ktoś za mnie.
PS. Czy wchodziliście kiedyś do samolotu z termosem w otwartej torbie? Ja nigdy, ale ktoś jak widać tak.
Nie zaskoczyło mnie to tak bardzo, bo na 5 moich ostatnich lotów z Warszawy nie miałem żadnej kontroli dokumentów. Odlot z Frankfurt miał nastąpić o 13:35, ale jako że musieliśmy do startu pojechać na drugi koniec lotniska, co trwało ok. 15 minut nieco już krzyżował moje plany, bo musiałem zdążyć na pociąg na Lotnisku Chopina o 16:04, a tak już czas mi się kurczył.
No trudno, nie ma co martwić się na zapas tylko trzeba spożytkować czas przelotu na robienie zdjęć. Wszystko byłoby ok, tylko… 90% lotu było w chmurach. Wysokość przelotowa ok. 10,5 km, a tam chmury! No to sobie już obfotografowywałem mleko za oknem 🙂
Podczas lotu, jak to bywa u naszego narodowego przewoźnika bogaty darmowy serwis pokładowy w postaci wody mineralnej i batonika Prince Polo. Zjadłem go z czystą przyjemnością 😉 Załoga bardzo miła, kapitan odzywał sie podczas lotu (mówił, że lecimy na Okęcie, a nie Lotnisko Chopina 😉 , szef pokładu bardzo miły (nie pamiętam imienia i nazwiska, ale leciałem już z tym Panem wcześniej), stewardessa uśmiechnięta. Lot z tymi pięknymi widokami za oknem nieco się dłużył, mimo że to tylko półtorej godziny. Lądowanie w Warszawie o 15:14, czekał nas jeszcze dojazd do bramki numer 1 i wyjście na lotnisko przez rękaw. Szybko po bagaż i co? Bagaż oczekiwany 15:47, czyli po 23 minutach od naszego przybycia do sali bagażowej. Dzięki LS Airport Services!
Czas ucieka, 15:47 pierwszy bagaż, więc będę miał jeszcze (przy dobrym wietrze) 18 minut – może zdążę! Pierwszy bagaż wyszedł, a w zasadzie pierwszych kilka bagaży i… stop. Taśma stanęła, kotara się zasunęła. Przerwa! Po kilku minutach znów ruszyło. Wyszły dosłownie 2 bagaże i znów stop! Jak na złość. Znów ruszyło, mój bagaż w końcu się pojawił. Musiałem go jeszcze otworzyć, wrzucić do środka część zawartości plecaka, żebym mógł schować aparat i obiektyw, a czas płynął. OK… biegnę, na plecach plecak, a za mną torba, która już ważyła jakieś 30 kg.
Dobiegłem do dworca kolejowego na lotnisku i widzę kolejkę do biletomatu. O nie! Nie czekam, biegnę dalej. W jednym ze sklepików chcę kupić bilet – nie ma całych, daj Pan dwa ulgowe, szybko! 😉 Mam, kupiłem, widzę pociąg, czerwone światełka, wbiegam na peron… pociąg odjechał. Zabrakło kilkunastu sekund. No cóż, życie. Kolejny pociąg za 12 minut, czyli o 16.17, a autobus z Dworca Zachodniego o 16.45. Cud jak zdążę. Chociaż? Może? Przecież planowo pociąg przyjeżdża tam o 16.31 to przez 14 minut bym pewnie do Blue City doszedł! No tak, tu pojawia się słowo klucz – PLANOWO. Planowo, to my wyjechaliśmy, po czym zaraz przed pierwszą stacją się zatrzymaliśmy i czekaliśmy na zielone światło. Następnie pociąg jechał dużo wolniej niż normalnie. Czas płynął. Już tylko jedna stacja, już widzę wcześniej wspomniane Blue City, już prawie pojawiają się perony. STOP! Pociąg się zatrzymał ok. 500 metrów przed dworcem. Jak się potem okazało musieliśmy przepuścić pociąg PKP InterCity, który chyba miał pierwszeństwo. Dzięki InterCity!
Wysiadam na peronie, a w zasadzie wybiegam z pociągu. Plecak, ciężka torba, dużo schodów, uciekający czas – zostało jakieś 6 minut, na domiar złego pociąg zatrzymał się na ostatnim peronie – to wszystko nie napawało mnie optymizmem. Dodatkowo przebudowa tunelu pod dworcem. Ale zaraz zaraz, przecież zaplanowałem sobie, że coś zjem na dworcu, bo od śniadania nic nie jadłem! Niestety musiałem obejść się ze smakiem, bo czas naglił. Wybiegam na perony i co ja widzę? 16:44 na zegarku i piękny, biały autobus Mobilisu! Kierowca zamyka drzwi, a ja biegnę, macham jak głupi! Zauważył mnie! JEST SUKCES, pomyślałem. Miły kierowca z uśmiechem na twarzy otworzył mi bagażnik, zapakowałem swój dobytek po czym wchodzę do autobusu i ledwo żywy mówię:
„Poproszę bilet do Płocka”.
„Gdzie?!” – zapytał kierowca.
„No do Płocka!” – odparłem.
„Ale to autobus do Giżycka…”
Ups… przecież to stanowisko trzecie, a nie drugie!!! Giżycko (jak i całe Mazury) lubię, ale nie aż tak! Szybkie wyjęcie torby z bagażnika, wbiegam na właściwe stanowisko, a tam… ludzie czekający na autobus do mojego pięknego Płocka, który przyjechał na moje szczęście z 3-minutowym opóźnieniem. Ledwo dyszałem, cały mokry śmiałem się sam z siebie, z mojej podróży, i z widoku kierowcy autobusu do Giżycka, który prawie padł ze śmiechu.
Teraz pozostało już tylko zapłacić magiczną kwotę 12 zł za bilet i cieszyć się dwugodzinną podróżą do domu. Po wyjeździe z Warszawy słychać głos rozmawiającego kierowcy przez telefon: „Słuchaj, bo mi tu się świeci taka kontrolka niebezpieczeństwo, ale temperaturę mam 80, nawet teraz 79 stopni, co mam robić?!”, po czym zatrzymał się na przystanku i coś z tyłu sprawdzał. Cudownie, jeszcze tego brakowało. Autobus się popsuł. Na szczęście to chyba fałszywy alarm, bo po kilku minutach ruszyliśmy w dalszą drogę.
W końcu dotarłem do domu… zmęczony, a to przecież tylko podróż z Niemiec.
A Wy macie jakieś komunikacyjne przygody? Opóźnienia? Śmieszne opowieści? Podzielcie się!
(Paweł Jakubowski)
3 komentarze