Podczas naszej październikowej wizyty w Barcelonie postanowiliśmy znaleźć dobrą restaurację i wybrać się na kolację. Którą restaurację wybraliśmy? Jak ją znaleźliśmy? Wszystko opiszemy poniżej.
Tuż przed wyjazdem zacząłem rozglądać się w popularnym serwisie TripAdvisor za restauracjami i wybór padł na restaurację ACCÉS RESTAURANT & LOUNGE, która znajduje się w rankingu na 18 miejscu spośród ponad 7 tysięcy lokali w Barcelonie, które opisywane są na łamach portalu. To bardzo wysokie miejsce.
Stolik zarezerwowaliśmy sobie drogą mailową na godzinę 20. Dlaczego na 20? Bo od tej godziny był otwarty lokal – jak się potem okazało był to bardzo dobry wybór, ponieważ na „dobry wieczór” nie było tłumów i mogliśmy sobie zrobić kilka zdjęć. Już w progu restauracji powitała nas jedna z pracownic – Maryana.
Wystrój restauracji był elegancki, dużo fioletów, srebra i czerni. Panował tam tzw. klimat, światła były nieco przygaszone. Obsługa ubrana była na czarno, cały czas uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni.
Po zaproszeniu nas do stolika nastąpił wybór napojów. Zamówiliśmy wodę oraz białe, lokalne wino półsłodkie Somiatruites z winnicy Gramona. Koszt jednej lampki to 4 EUR. Można było także zamówić całą butelkę, która kosztowała 17 EUR, co oczywiście było bardziej opłacalne. Oczywiście przed zdecydowaniem się na to wino kelner demonstrował różne wina i można było sprawdzić, która wpadnie w nasze gusta. Po zdecydowaniu się na to wino włożył je do metolowego pojemnika wypełnionego lodem, który stał obok naszego stolika.
Na co zdecydowaliśmy się do jedzenia? Wybór był całkiem duży jak na elegancką restaurację. Żeby móc spróbować wielu dań wybraliśmy menu degustacyjne w cenie 55 EUR za osobę.
Na początek zaserwowano nam przystawkę – marynowanego tuńczyka, wybór świeżego pieczywa – jasnego oraz ciemnego (podczas całej kolacji kelner podchodził i pytał czy dołożyć pieczywa) oraz oliwa z oliwek z Kordoby, która była polana do specjalnego, płytkiego naczynia.
Kolejno podano Gazpacho z czerwonych wiśni, anchovies i ser ricotta (Red Cherry Gazpacho, Anchovy and Ricotta Cheese). Już z nazwy ta potrawa wydawała nam się bardzo odważna. Połączenie wiśni, słonych rybek, białej ricotty i truskawki w brew pozorom okazało się strzałem w dziesiątkę. Sposób podania bardzo ciekawy. Podano nam talerz bez gazpacho, po czym kelner przy nas w elegancji sposób dokończył dzieła. Gazpacho było lekko kwaśne i w połączeniu ze słodką truskawką, anchovies i serem było po prostu bardzo oryginalne i niepowtarzalne.
Kolejnymi cudami na naszych talerzach były Smażone na patelni przegrzebki, puree z selera, bulion z marakui i białego oleju truflowego (Pan Seared Scallops, Puree of Celeriac, Passion Fruit Coulis and White Truffle Oil). Przegrzebki same w sobie w naszym odczuciu są raczej bezpłciowe, ale w połączeniu z marakują i białym olejem truflowym smakowały nieziemsko. Do tego delikatne jak mus puree z selera – szczerze polecamy!
Następnie przyszedł czas na Pieczoną rybę corvinę z olejem koperkowym oraz puree dyniowe (Roasted Shade Fish with Dill Oil, Pumpkin Puré). Ryba podana była w postaci filetu, bez ości. Jej smak był lekko słodkawy. Z tego co słyszeliśmy jest ona używana także do sushi. Puree dyniowe również ciekawe w smaku, ale chyba bardziej przypadło nam do gustu to selerowe. Na grzbiecie ryby była przypieczona skórka, a na niej położone były prażone pestki dyni.
Kolejno otrzymaliśmy gwóźdź programu, a mianowicie Łopatkę jagnięcą bez kości wraz z kuskusem warzywnym (Shoulder of Lamb off the Bone, Vegetable Couscous). Ciekawostką może być to, że mięso było pieczone w temperaturze ok. 35 stopni (czyli niezbyt wysokiej) przez 24 godziny. Być może dlatego było delikatne i miękkie. Nie każdemu podchodzi smak tego rodzaju mięsa. Będąc na Cyprze jedliśmy pieczoną jagnięcinę (jak kaczkę) i mięso było dużo twardsze i był zupełnie inny, gorszy smak. Tutaj po prostu palce lizać. Oprócz kus-kusa było coś podobnego do naszej, lokalnej mizerii.
Przed chwilą napisaliśmy, że gwoździem programu była jagnięcina, ale jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy o naszym deserze! Zupa z białej czekolady, lody z mango (White Chocolate Soup, Mango Ice Cream) to po prostu było mistrzostwo. Warto było się wybrać do tego lokalu chociażby ze względu na ten deser. Biała czekolada w połączeniu z jogurtem sprawiła, że deser nie był przesłodki, a wręcz idealny na finał naszego menu degustacyjnego. Lody z mango orzeźwiające fantastycznie komponowały się w towarzystwie crispy strzelającymi w buzi.
Już zupełnie na koniec, po poproszeniu o rachunek otrzymaliśmy w prezencie czekoladowe brownie, które było bardzo słodkie.
Nasza kolacja trwała sporo ponad 2 godziny. Na początku było bardzo mało ludzi, a z mijającymi minutami sala zapełniała się. Można było zauważyć lokalnych randkowiczów, grupy turystów popijających piwo i zagryzających lokalne przysmaki w eleganckim klimacie oraz rodziny z dziećmi. To elegancki lokal dla każdego klienta. Trzeba się jednak liczyć z tym, że nie wydamy tu kilku euro, tylko sporo więcej. Chociaż przeglądając ich menu można wybrać coś w granicach cenowego rozsądku.
Szczerze polecamy tę restaurację. Jak będziecie w Barcelonie to wpadnijcie chociaż na deser! Mimo, że menu zmieniają kilka razy w roku, być może natkniecie się na naszą ulubioną zupę czekoladową…
Accés restaurante & lounge Barcelona
Carrer Aribau 55
08011 Barcelona
Rezerwacje: info@acces-bcn.com
Telefon: + 34 930 077 839
(Justyna Osiecka, Paweł Jakubowski)
Copyright © 2016 Lubię podróże – blog turystyczny | Hotele, restauracje, linie lotnicze
0 komentarzy